Czas, czas, czas…

Myśląc o zajęciach, w których walczy się z czasem, pierwsza myśl biegnie prawdopodobnie do lekarzy. Czasem chwile decydują o uratowaniu życia. W profesji prawniczej, tak dramatycznych sytuacji może i nie ma, ale nierzadko wyścig z czasem jest kluczowy dla powodzenia sprawy. Taka refleksja przyszła do mnie po kolejnych godzinach dyżuru w ramach nieodpłatnej pomocy prawnej.

Bezpośrednią podstawą tej refleksji jest rozmowa z Panią, która otrzymała pismo o wszczęciu egzekucji przez komornika, po tym gdy kilka lat temu (!) zignorowała otrzymany z sądu nakaz zapłaty. Oczywiście polskie prawo daje możliwość obrony w postępowaniu, ale na siłę nikt nie zmusi do tego, aby polemizować z pozwem o zapłatę. Jak mawiali Rzymianie, chcącemu nie dzieje się krzywda. O ile więc możliwe jest złożenie sprzeciwu od otrzymanego nakazu zapłaty, to jednak trzeba zachować w tym zakresie termin dwutygodniowy. Po kilku latach, niewiele można już zdziałać.

To tylko jeden z przykładów walki z czasem. Inne, które mi się nasuwają, to choćby złożenie apelacji czy zażalenia. Prawo procesowe, pełne jest terminów, które należy zachować, aby pismo wywołało jakikolwiek skutek prawny. Nie inaczej jest w prawie materialnym, w którym od razu nasuwa się temat przedawnienia roszczenia. Owszem – można dochodzić zapłaty długu, ale jeżeli upłynie już odpowiedni długi okres, dłużnik może skutecznie się od niego uchylić. Czasem jest to rzeczywiście wyścig, aby zdążyć wnieść pozew. Podobną instytucją jest zasiedzenie. Po określonym w przepisach czasie, właściciel, który nie interesował się swoją rzeczą, może stracić prawo własności. Znów pośpiech – złożenie pozwu o wydanie rzeczy, aby przerwać „zasiadywanie” lub z drugiej strony nerwowe odliczanie do upływu wymaganego okresu, by cieszyć się nową nieruchomością.

Nie tylko prawo cywilne ściga się z czasem. Nie inaczej jest przecież w prawie karnym. Prokurator chce zdążyć przed upływem terminu karalności przestępstwa. Sprawca chciałby z kolei, aby postępowanie toczyło się jak najdłużej. Można też odliczać czas do zatarcia skazania, a czasem starać się o wcześniejsze wyczyszczenie naszej kartoteki.

W prawie pracy – liczenie dni nieobecności pracownika, aby móc rozwiązać umowę o pracę bez wypowiedzenia. W prawie ubezpieczeń społecznych – czy mamy wymagany staż okresów składkowych i nieskładkowych. W prawie administracyjnym – czy zdążymy z wydaniem decyzji w ustawowym terminie. W prawie budowlanym – czy uda nam się rozpocząć inwestycję w ciągu okresu ważności decyzji o pozwoleniu na budowę.

Są też jeszcze bardziej subtelne problemy. Czasem staramy się zdążyć z realizacją określonego zachowania przed wprowadzeniem niekorzystnych przepisów (ostatnio temat sprzedaż nieruchomości rolnych). Lub z drugiej strony – czekamy, aż zaczną obowiązywać regulacje korzystniejsze (wycinka drzew na prywatnych posesjach). Może nam się też zmienić sam sposób liczenia czasu (piszę o tym tutaj).

Nie ma wątpliwości, że czas ciąży nad prawem. A już zwłaszcza, gdy ze zleceniem napisania apelacji od wielostronicowego wyroku, ktoś zgłasza się w ostatnim dniu terminu do jej wniesienia. Ale w końcu – szczęśliwi czasu nie liczą.

adw. Artur Piwowarczyk

4 myśli w temacie “Czas, czas, czas…

  1. Ciekawy wpis, faktycznie sporo jest miejsc, gdzie prawo i czas mają związek. Często jest spotykane założenie sprawy o długi np. za telefon po wielu latach od daty zapłaty. Jak rozumiem, tutaj mamy przedawnienie? Pozdrawiam.

    1. Dziękuję za komentarz. Rzeczywiście, długi z zasady ulegają przedawnieniu – podstawowe terminy to 3 i 10 lat.

  2. Przy wykroczeniach jest duża presja na rozpoczęcie sprawy Tam jest chyba krótki czas? Tak widziałem.

    1. Witam na blogu i dziękuję za komentarz. Rzeczywiście przedawnienie karalności wykroczenia to 1 rok od daty popełnienia czynu. Czyli, jeżeli w tym czasie wniosek o ukaranie nie trafi do sądu, wówczas nie może już dojść do skazania za to wykroczenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *